4 godzin(y) temu
To ciekawe, bo w sumie odkąd się urodziły dzieci to mąż nie uczestniczył tak jak ja tego oczekiwałam w ich wychowaniu. Były obiecywanki co to będzie robił ale to tylko słowa.
Cały dom jest na mojej głowie, kiedy pracowałam to kładłam się ostatnia często o 23:00 a rano o 6:00 wstawałam. Po pracy z wywieszonym językiem do sklepu na szybkie zakupy i do przedszkola po dzieci. Wiecznie w biegu, istny kołowrotek. Pranie, sprzatanie, gotowanie. Pilnowanie dzieci w tym samym czasie oczywiście.
Gdy byli chorzy, też ja musiałam czuwać i robić nocne inahlacje gdyż tylko się podczas snu udawały. Pracowałam zdalnie próbując nie oszaleć z chorym dzieckiem przy laptopie.
No cóż, ja mam żal do niego. Ale nie wiem dlaczego się pokazuję jako nieistniejącą w małżeństwie. Może dlatego że natłok obowiązków mnie tak przytłoczył. Nie wiem.
Ale wiele razy próbowałam rozmowy, że czuję się przytłoczona. Że mam dość, że za dużo na mnie spczywa. Próbowałam coś zmienić ale bez skutku.
Dodatkowo doszło uzależnienie od alkoholu, które sprawiło, że mąż zamknął się na poddaszu domu na piętrze a ja z dziećmi na dole. Nie mogłam zostawić z mężem dzieci bo pił i zasypiał po alkoholu. Były sytuacje, kiedy dzieci nie dopilnował. ja miałam anginę i gorączkę a on wyszedł z dziećmi około 2 letnimi na dwór i w wielkanoc rozpalał grilla. Po dwóch dniach wyszło, że syn miał oparzenie na ręce.
Druga sprawa była taka że jak chorowałam miał do mnie pretensje, że śpię z gorączką w łóżku a dzieci rozwalają papier toaletowy na łóżku.
Albo poszedł ze mną i dziećmi po odbiór samochodu od mechanika pod wpływem i robił awantury, a mechanik wezwał policję.
Albo jak w nocy muzykę puszczał i musiałam wezwac policję bo dzieci nie mogły spać.
Także tak to wygląda. Nie chcę tak życ jak samotna matka. To już wolę się rozwieść i tą samotną matką być rzeczywiście.
Bardziej liczyłam na takiego kopa, mobilizacji żeby odważyć się w końcu na rozwód. Bo coś mnie hamuje, kwestie finansów i dodatkowo prawne - trudna sprawa, trzeba zbierać dowody na alkoholizm itp.
A wiem, że mogę nie spotkać innego, natomiast szansa zawsze jest ale najpeirw trzeba rozwodu.
Cały dom jest na mojej głowie, kiedy pracowałam to kładłam się ostatnia często o 23:00 a rano o 6:00 wstawałam. Po pracy z wywieszonym językiem do sklepu na szybkie zakupy i do przedszkola po dzieci. Wiecznie w biegu, istny kołowrotek. Pranie, sprzatanie, gotowanie. Pilnowanie dzieci w tym samym czasie oczywiście.
Gdy byli chorzy, też ja musiałam czuwać i robić nocne inahlacje gdyż tylko się podczas snu udawały. Pracowałam zdalnie próbując nie oszaleć z chorym dzieckiem przy laptopie.
No cóż, ja mam żal do niego. Ale nie wiem dlaczego się pokazuję jako nieistniejącą w małżeństwie. Może dlatego że natłok obowiązków mnie tak przytłoczył. Nie wiem.
Ale wiele razy próbowałam rozmowy, że czuję się przytłoczona. Że mam dość, że za dużo na mnie spczywa. Próbowałam coś zmienić ale bez skutku.
Dodatkowo doszło uzależnienie od alkoholu, które sprawiło, że mąż zamknął się na poddaszu domu na piętrze a ja z dziećmi na dole. Nie mogłam zostawić z mężem dzieci bo pił i zasypiał po alkoholu. Były sytuacje, kiedy dzieci nie dopilnował. ja miałam anginę i gorączkę a on wyszedł z dziećmi około 2 letnimi na dwór i w wielkanoc rozpalał grilla. Po dwóch dniach wyszło, że syn miał oparzenie na ręce.
Druga sprawa była taka że jak chorowałam miał do mnie pretensje, że śpię z gorączką w łóżku a dzieci rozwalają papier toaletowy na łóżku.
Albo poszedł ze mną i dziećmi po odbiór samochodu od mechanika pod wpływem i robił awantury, a mechanik wezwał policję.
Albo jak w nocy muzykę puszczał i musiałam wezwac policję bo dzieci nie mogły spać.
Także tak to wygląda. Nie chcę tak życ jak samotna matka. To już wolę się rozwieść i tą samotną matką być rzeczywiście.
Bardziej liczyłam na takiego kopa, mobilizacji żeby odważyć się w końcu na rozwód. Bo coś mnie hamuje, kwestie finansów i dodatkowo prawne - trudna sprawa, trzeba zbierać dowody na alkoholizm itp.
A wiem, że mogę nie spotkać innego, natomiast szansa zawsze jest ale najpeirw trzeba rozwodu.