Zielarze...
#1

   
Arystoteles (384 r p.n.e - 324 r p.n.e)
Dwa lata przed narodzinami Arystotelesa wielki Platon założył słynną Akademię (stąd nazwa współczesna na określenie pewnego typu szkoły wyższej), w kulturze śródziemnomorskiej prawzór uczelni wyższej w ogóle.
Ta Akademia przeżyła swego twórcę o 876 lat, dotrwała do VI wieku po Chr.
Uczniem Akademii Platońskiej był także przez 20 lat Arystoteles, w pewnym okresie asystent Platona, potem mówiąc współczesnym językiem – samodzielny pracownik naukowy, wykładowca.
W Akademii Platońskiej słuchał scholarchów wykładających ówczesny stan wiedzy niemal we wszystkich dziedzinach.
Także zapewne w dziedzinie medycyny, skoro później Arystoteles mógł być przez jakiś czas nadwornym lekarzem Hermeasa, władcy kolonii w Mezji (na terenie dzisiejszych Bałkanów).
Jednak Arystoteles z czasem założył własną szkołę, słynny Likejon (stąd nazwa typu szkoły liceum), w której przez 12 lat nauczał i kierował pracami perypatetyków, czyli uczniów.
Greckie perypatos to promenada.
Określenie perypatetycy wywodzi się od zwyczaju stosowanego w Likejonie.
Nauczyciele i uczniowie uczyli się i prowadzili dysputy spacerując.  

Arystoteles w poczcie wielkich fitoterapeutów może niektórych czytelników zdziwić.
Powszechnie wszak wiadomo, że to nie fitoterapeuta, lecz jeden z trzech, obok Platona i Sokratesa, największych filozofów greckich.
A jednak jego imię pojawia się w publikacjach związanych z ziołolecznictwem.
Chodzi o to, że działalność największego myśliciela i uczonego starożytności obejmowała niemal wszystkie dziedziny ówczesnej wiedzy, także nauki przyrodnicze.
Był zdumiewająco wszechstronny.
Z jednej strony znał się na polityce, poetyce, teatrze, retoryce i w ogóle sztuce żywego słowa, z drugiej zaś położył ogromne zasługi w astronomii, fizyce, logice i biologii.
Sformułował podstawy zoologii, fizjologii, embriologii, psychologii i najbardziej nas interesującej botaniki.
Niestety, botaniczne dzieła Arystotelesa nie zachowały się.
Znamy je z prac uczniów wielkiego Stagiryty, żyjącego w latach 384-322 przed Chr., i z jego ogólnych teorii, zawartych w pismach z innych dziedzin, bowiem ogół poglądów Arystotelesa na świat tworzył spójny system.
Świat roślin sytuował na przykład w ogólniejszej teorii duszy.
Zgodnie z ówczesnymi teoriami filozoficznymi uważał, że zarówno zwierzęta, jak i rośliny mają dusze, przy czym o ile dusza zwierzęca ma zdolność odczuwania i myślenia, o tyle dusza roślinna obdarzona jest odwieczną siłą rozmnażania i odżywiania.
Dusza wegetatywna wiąże się z odżywianiem i rośnięciem, stanowi wspólną formę roślin, zwierząt i ludzi.
Dusza zmysłowa czyni istoty zdolnymi do postrzegania i poruszania się, znamionuje zwierzęta i ludzi.
Rozum znamionuje wyłącznie ludzi.
Między naturą człowieka a światem zwierząt i roślin występuje harmonia i komplementarność.
Roślina jest więc dla człowieka nie tylko pożywieniem, ale i najlepszym surowcem leczniczym, bowiem do jej natury należy witalność, pęd ku wzrastaniu, ku życiu.
Arystoteles uważany jest w ogóle za ojca przyrodoznawstwa.
Bodaj jako pierwszy prowadził uporządkowane badania nad światem roślin i przedstawiał bardzo oryginalne teorie, które choć nie przetrwały próby wieków, inspirowały późniejszych przyrodników i ziołoleczników do dalszych poszukiwań.
Snuł bardzo ciekawe wywody na temat pierwiaska żeńskiego i męskiego w roślinie.
Uważał, że w przeciwieństwie do świata zwierząt, są one nierozdzielne.

Miał 7 lat, gdy umierał wielki Hipokrates, ojciec medycyny, wybitny fitoterapeuta. Filozofowi ze Stagiry bliska była zapewne jego teoria zdrowia i choroby, która bierze się z zaburzenia równowagi w organizmie, zwłaszcza równowagi cieczy.
Niestety, nie mógł poznać jednego z najważniejszych dzieł starożytnej medycyny, bowiem Corpus Hippocraticum wydano dopiero sto lat po śmierci Hipokratesa.
Hipokratesowskiej teorii zdrowia jako harmonii i równowagi w organizmie odpowiada Arystotelesowska zasada zdrowia psychicznego i moralnego, nazwana złotym środkiem, a nam chrześcijanom znana jako jedna z najważniejszych cnót – cnota roztropności i umiaru, czyli po prostu harmonii we wszystkim, co człowiek czyni w życiu.
Ta sama zasada, nieśmiertelna, mimo upływu wieków, towarzyszy odrodzeniu lecznictwa naturalnego w naszych czasach.
Powrót do ziół to powrót do źródeł, do obcowania z naturą i wykorzystanie jej sił witalnych, bo przecież człowiek jest częścią tej natury. (SD)
Źródło

[Obrazek: attachment.php?aid=75737]
Odpowiedz
#2

   
Gdybyśmy zapytali studenta filozofii o Alberta Wielkiego, czyli hrabiego Albertusa Magnusa z Kolonii (*1193-1205? †1280), to pewnie zdziwiłby się bardzo, że chodzi nam o jednego z wielkich prekursorów wiedzy przyrodniczej i ziołoleczniczej w czasach poprzedzających renesans w europejskiej nauce i sztuce.
Albert Wielki jest bowiem przede wszystkim wielki jako filozof i teolog, jako nauczyciel św. Tomasza z Akwinu, wreszcie jako doktor Kościoła i święty, kanonizowany w roku 1931, więc jego zainteresowania przyrodnicze i zasługi dla rozwoju wiedzy na tym polu są na ogół mniej znane.
Nie darmo jednak przylgnął do niego przydomek doctor universalis lub doctor expertus.
Tak jak wielu uczonych tamtej epoki, dążył do universum, do opanowania całości ówczesnej wiedzy.
Dostrzegał możliwość pogodzenia wiedzy przyrodniczej i dogmatów wiary, głosząc odrębność metod wiedzy teologicznej od metod nauk przyrodniczych, odrębność prawd wiary od prawd naukowych.
Taka postawa nie była bynajmniej rozpowszechniona w jego czasach, umożliwiła mu w konsekwencji swobodniejsze poszukiwania i poszerzenie wiedzy przyrodniczej.
Ten sposób myślenia przejmie od swego mistrza i nauczyciela wielki Tomasz z Akwinu.
Urodzony w Bawarii, w rodzinie rycerskiej, jako syn hrabiego Bollstaedt, uczył się najpierw w domu rodzinnym.
Potem udał się do Padwy, co zadecydowało o rozbudzeniu zainteresowań wiedzą przyrodniczą, z której słynęły wszystkie włoskie uniwersytety.
Przedtem jednak stała się rzecz decydująca w jego życiu.
Albert miał iluminację, objawiła mu się Matka Boża, wstąpił do zakonu dominikańskiego i wszedł na główną ścieżkę swego życia.
Od tej pory zgłębiał filozofię i teologię, przyjął święcenia kapłańskie.
Będzie biskupem Ratyzbony i legatem papieskim w Niemczech.
W Boskiej komedii wielki Dante Alighieri, jeden z prekursorów renesansu, umieści go w Niebie, razem z jego uczniem św. Tomaszem z Akwinu, jako miłośników mądrości (spiriti sapienti).
Część tej mądrości i przenikliwości oddał św. Albert ukochanej wiedzy przyrodniczej,
przy czym za swego mistrza uznawał Arystotelesa i podstawy teoretyczne swej wiedzy przyrodniczej opierał na pismach wielkiego filozofa ze Stagiry.
Jednocześnie uważał, że w naukach przyrodniczych nie należy tylko przyjmować w prosty sposób wyników podanych przez innych uczonych, lecz należy nieustannie, na nowo, poszukiwać przyczyn, które działają w naturze.
Można więc powiedzieć współczesnym językiem naukowym, że domagał się nieustannej naukowej (doświadczalnej) weryfikacji raz podanych twierdzeń.
W traktacie o roślinach wyznawał zasadę, że experimentum solum certificat in talibus
(w badaniach nieodzowne jest doświadczenie). Jego zainteresowania przyrodą dotyczyły szczególnie botaniki i chemii.
Był znawcą roślin i ich ogrodowej uprawy.
Interesowały go minerały i pożytki, jakie może człowiekowi dostarczyć świat zwierząt.
W dziele De vegetabilis et plantis zaproponował klasyfikację świata roślin, opartą na klasyfikacji arystotelesowskiej.
Wśród jego dzieł z zakresu biologii wymienia się także De animalibus, De motibus animalium, De nutrimento et nutribili, De aetate, De morte et vita, De spiritu et respiratione.
Albertus Magnus – święty filozof i teolog – zasługuje także na pamięć jako wielki przyrodnik.
Stanisław Dłużewski
Źródło

[Obrazek: attachment.php?aid=75737]
Odpowiedz
#3

   
W publikacjach naszych autorów, poświęconych roślinom leczniczym, często czytamy, że dana roślina pojawia się już u Pliniusza. Miłośnicy historii znają tę postać, ale nie kojarzą jej z ziołolecznictwem, raczej z historią wojen Rzymian z Germanami, o których Pliniusz pisał.
Fanatycy krzyżówek, których nigdy nie brakowało, mają też problem z Pliniuszem, bo w krzyżówkowym słowniczku pojawia się on raz jako wielki pisarz, potem jako historyk, wreszcie jako przyrodnik, zoolog, rolnik.
Jeszcze inni autorzy przedstawiają go jako znakomitego lekarza.
Na koniec dowiadujemy się, że zginął podczas wyprawy ratunkowej, chcąc pomóc ofiarom erupcji Wezuwiusza, jako... dowódca eskadry rzymskich okrętów...
Nie ma sprzeczności w tych wszystkich doniesieniach, ponieważ urodzony w czasach Chrystusa Caius Plinius Secundus, zwany Starszym (Maior) – w odróżnieniu od Pliniusza Młodszego, znakomitego mówcy rzymskiego – był zarówno pisarzem, jak historykiem, encyklopedystą, rolnikiem, znawcą świata roślin i zwierząt, lekarzem.
W tamtych czasach było to możliwe, ponieważ ludzie wybitni poszukiwali summy wiedzy o świecie.
Dla naszych czasów – charakteryzujących się wąską specjalizacją naukową, która prowadzi do nagrody Nobla na przykład „za odkrycie zasad rządzących wprowadzaniem specyficznych modyfikacji genowych w myszach z użyciem embrionalnych komórek macierzystych” (2007) – jest to czasami niezrozumiałe...
W czasach Pliniusza Starszego próbowano zrozumieć świat, opisując zarówno historię polityczną, jak i historię naturalną.
To drugie pojęcie, dziś już nieco zapomniane, traktowane jako staroświeckie, zastąpione terminem przyrodoznawstwo, który też coraz rzadziej jest w użyciu, oznaczało kiedyś badanie wszelkich zmian zachodzących w przyrodzie – zarówno w świecie zwierząt, jak i w świecie roślin; także badanie przyrody nieożywionej, np. skał czy minerałów.
Pliniusz Maior był autorem kilku znaczących dzieł, z których najbardziej dziś znane nosi właśnie tytuł Naturalis historia, czyli Historia naturalna.
Jest to jedyne zachowane dzieło mistrza, inne przepadły w mrokach historii, znamy tylko ich tytuły.
Ta Historia naturalna jest pod każdym względem niezwykła.
Jest to właściwie taka encyklopedia z pogranicza starożytności i czasów nowożytnych. Pliniusz daje w 37 księgach pełny wykład ówczesnego stanu wiedzy w znanych sobie dziedzinach, takich jak botanika, zoologia, mineralogia i metaloznawstwo, farmakologia, nawet kosmologia.
Imponujące jest to, że mistrz korzystał z tekstów około 500 [!] autorów.
Jego dzieło pod względem bibliograficznym spełniałoby więc surowe kryteria pracy naukowej także w naszych czasach...
Pisze się, że Pliniusz dał pierwowzór encyklopedii.
Pliniusz przywołuje w swoim dziele zioła lecznicze, z których chętnie korzystają Rzymianie. Wymienia także liczne trunki, które mają dobry wpływ na zdrowie człowieka, przede wszystkim wina.
W jego czasach wino traktowano niemal jak rodzaj lekarstwa.
Pliniusz pisał m.in. o żywicy z drzewa cedrowego i sosnowego, dodawanych do wina po to, by zapobiec fermentacji octowej.
Na polach Kampanii winorośl oplata pnie topoli.
Obejmując drzewo niby małżonka miłosnym uściskiem, pnie się kolankowata liana z gałęzi na gałąź aż po wierzchołek, tak wysoko, iż najemnemu pracownikowi winnicy snadź stos żałobny i grób za całą zapłatę stanie – pisał poetycko, wymieniając różne gatunki rzymskich win: aminaea, cenionego za moc wzrastającą z wiekiem; surcula, dobrze się przechowującego; lympa, czerwonego, czystego, bez osadów; popularnego miksu confusum i najważniejszego – falern, którym rozkoszował się największy poeta starożytności Horacy i sam Pliniusz, uważający je za naturalne lekarstwo samo w sobie.

Choć pojęcie historii naturalnej odeszło już do lamusa, to dzieło Pliniusza Starszego pozostanie ponadczasowe, bo nie sposób pisać ani o historii wina, ani o ziołach rzymskich bez odwołania się do mistrza z Comum Novum (dziś Como we Włoszech).
Prawdziwa wielkość nigdy bowiem nie przemija.
Źródło

[Obrazek: attachment.php?aid=75737]
Odpowiedz
#4

   
Ks. Jan Krzysztof Kluk (*1739 †1796) - syn Jana Adriana Kluka, architekta i budowniczego.
Kształcił się w Warszawie, w Drohiczynie oraz w Seminarium o.o. Pijarów w Łukowie.
W 1761 r. wstąpił do Seminarium o.o. Misjonarzy u Świętego Krzyża w Warszawie, które ukończył po 2 latach nauki, otrzymując święcenia kapłańskie.
Od 1770 r. do końca życia mieszkał w Ciechanowcu, niewielkim miasteczku na Podlasiu.
Pełnił obowiązki proboszcza parafii Trójcy Świętej i prowadził obserwacje przyrodnicze, które zaowocowały wydaniem 14 tomów dzieł z zakresu botaniki, zoologii i mineralogii.
Pisał również kazania, z których dwa zostały wydrukowane.
W uznaniu zasług, w 1781 r. król Stanisław August Poniatowski wyróżnił ks. Kluka orderem Merentibus.
Skromny i pracowity, był zarówno wspaniałym kapłanem, jak społecznikiem i przyrodnikiem.
Po śmierci pochowany w podziemiach kościoła ciechanowieckiego  

Z różnych części roślin mamy nayskutecznieysze lekarstwa na poratowanie nadwątlonego zdrowia…
Dykcyonarz roślinny księdza Kluka
Żywa chęć przysłużenia się Kraiowi pobudziła mię do uczynienia ofiary z miareczki sposobności moiey, y pisania dykcyonarza roślinnego. (ks. Jan Krzysztof Kluk, ze wstępu do Dykcyonarza roślinnego)

Wobec dzieł ks. Jana Krzysztofa Kluka nie można pozostać obojętnym.
Wie o tym każdy, kto miał okazję zapoznać się choćby z ich fragmentami.
Wśród 14 tomów naukowego dorobku tego przyrodnika z czasów polskiego oświecenia, za najdojrzalsze i najcenniejsze uważa się trzytomowe dzieło zatytułowane  
Dykcyonarz roślinny (1786-88).
To pierwsze tak obszerne i złożone kompendium wiedzy botanicznej w Polsce.
Jak doszło do tego, że jednym z najznakomitszych roślinopisarzy polskiego oświecenia stał się skromny proboszcz prowincjonalnej parafii?
Ksiądz Kluk był człowiekiem bardzo pracowitym.
Poza zwykłymi duszpasterskimi obowiązkami, z wielkim zapałem poświęcał się badaniom przyrodniczym.
Był jednocześnie teoretykiem i praktykiem, z równą pasją oddawał się studiowaniu dzieł przyrodników europejskich, co botanicznym wycieczkom po okolicy.
Pisał we wstępie do swego Dykcyonarza:
Kiedykolwiek mi tylko sposobność gdzie pozwoliła, nie opuściłem przeyrzeć lasy, łąki, pola, ogrody.
Taka postawa i systematyczność w pracy stały się podstawą do przygotowania dzieła, które porządkowało ogromną botaniczną wiedzę autora.
Dykcjonarz (fr. dictionnaire), czyli słownik, leksykon, składa się z trzech części, z których pierwsza została wydana drukiem w roku 1786, kolejne dwie w rok i dwa lata później.
Dzieło zawiera opisy 1536 gatunków roślin.
Ksiądz Kluk opisywał nie tylko rośliny rodzime, dzikie i uprawne, ale również gatunki cudzoziemskie.
Gorąco zachęcał do prób aklimatyzacji pożytecznych roślin zagranicznych (sam pracował nad aklimatyzacją bawełny), często podawał krajowe zamienniki dla drogich surowców cudzoziemskich (np. pączki nasturcji zamiast kaparów), przedstawiał rośliny egzotyczne dostarczające powszechnie używanych produktów.
Pisał: Niepiękna iest rzecz zażywać co pospolicie, iak pieprzu y cukru, a nie wiedzieć z czego, iak, y zkąd iest [...] Szczypie to wiadomych w uszy, słuchać na przykład [...], że kawa rośnie w strąkach…

Niewątpliwą zasługą księdza Kluka było wprowadzenie do botanicznej literatury polskiej podwójnej nomenklatury gatunków.
Rośliny w Dykcyonarzu zostały opisane podług układu Linneusza, a zastosowane nazwy łacińskie pochodzą z dzieła Genera plantarum.
Ksiądz Kluk, choć dostrzegał wady układu opracowanego przez szwedzkiego uczonego, zastosował go w Dykcyonarzu z pełną świadomością.
Dał się tym samym wciągnąć w toczącą się dyskusję na temat sposobów klasyfikowania organizmów.
Trzeba przyznać, że jego stanowisko nie przysporzyło mu popularności w ówczesnych warszawskich kręgach naukowych.
W ostatnim rozdziale Dykcyonarza umieścił skrócony przegląd flory krajowej na tle systemu Linneusza.
Rozdział ten przez prawie pół wieku pełnił rolę klucza do oznaczania roślin krajowych.
Był to pierwszy taki klucz w naszej literaturze!

W Dykcyonarzu pokusił się ksiądz Kluk o uporządkowanie chaosu panującego w polskim nazewnictwie gatunkowym.
Choć część nazw zaczerpnął z Zielnika Syreniusza, wiele gatunków nie posiadało do tej pory swojej formalnej nazwy.
Wymyślał je więc samodzielnie, najczęściej spolszczając nazwy łacińskie lub niemieckie.
Nierzadko inspirację czerpał z tradycyjnych nazw ludowych.
Te Klukowe nazwy, choć wiele nie przetrwało do dziś, posiadają niewątpliwie swój urok.
W obowiązującej nomenklaturze rzadko spotyka się nazwy tak wdzięczne, jak niecierpek nietykałek, bania (dynia) czy nosek bociani.
Również w dziedzinie morfologii musiał ksiądz Kluk tworzyć nowe terminy, do dziś używane, m.in. kielich, korona, słupek, nitka pyłkowa, ogonek liściowy.
Wymieniając rozliczne korzyści, jakie człowiek czerpie z roślin, szczególną uwagę zwrócił ksiądz Kluk na ich terapeutyczne właściwości.
Z różnych części roślin mamy nayskutecznieysze lekarstwa na poratowanie nadwątlonego zdrowia – pisał nasz uczony.
Uważał, że nie wszystkie części tej samej rośliny mają jednakowe działanie i wartość leczniczą (co potwierdza współczesna fitoterapia).
Radził, kiedy i jak zbierać poszczególne surowce, omawiał sposoby sporządzania preparatów leczniczych.
Był więc niewątpliwie także fitoterapeutą.
Z zielarskiego punktu widzenia najciekawszą częścią Dykcyonarza jest zawarty w końcowej części trzeciego tomu Regestr roślin zdatnych do zażycia lekarskiego.
Autor wymienił tu 143 jednostki chorobowe, do ich leczenia przyporządkował konkretne gatunki roślin.
To osiemnastowieczne kompendium wiedzy zielarskiej zdezaktualizowało się tylko w niewielkim stopniu!
W Regestrze możemy znaleźć środki na angielską chorobę, gadu ukąszenie, krwiotoki, suchoty i wiele innych przypadłości.
Aż żal, że nie napisał ksiądz Kluk dzieła w całości poświęconego ziołolecznictwu, jego wiedza w tej dziedzinie okazała się bowiem zaskakująco bogata.
Dowodem popularności, jaką cieszył się Dykcyonarz jest fakt, że doczekał się 4 wydań i przez lata zbierał entuzjastyczne opinie kolejnych pokoleń przyrodników.
Chyba już nie muszę przekonywać Czytelników o wyjątkowości tego wielowątkowego dzieła, w którym każdy z ponad 1500 gatunków jest opisany z równą starannością.
Po upływie blisko 200 lat od pierwszego wydania Dykcyonarza, stał się on inspiracją do założenia w Muzeum Rolnictwa w Ciechanowcu, mieście księdza Kluka, unikatowego ogrodu zielarskiego, któremu, podążając śladem księdza Kluka, nadano nazwę Ogrodu Roślin Zdatnych do Zażycia Lekarskiego.
mgr Dorota Gnatowska- Muzeum Rolnictwa im. ks. Jana Krzysztofa Klukaw Ciechanowcu
Źródło
źródło

[Obrazek: attachment.php?aid=75737]
Odpowiedz
#5

   
   
   

Józef Rostafiński
Wybitny uczony, bliski wielu pokoleniom Polaków, znany zwłaszcza ze swych nieocenionych przewodników do oznaczania roślin, nie był lekarzem, ale trudno sobie wyobrazić bez niego polską fitoterapię.
Józef Rostafiński (*1850 †1928) był jednym z najwybitniejszych botaników przełomu XIX i XX w., nie tylko w Polsce.
Interesował się także historią nauk przyrodniczych. Był od roku 1878 profesorem Uniwersytetu Jagiellońskiego i kierownikiem Ogrodu Botanicznego w Krakowie.
Już w roku 1886 ukazał się w Krakowie, nakładem Towarzystwa Nauczycieli Szkół Wyższych, podręcznik Botanika szkolna dla klas wyższych. Zawierał ponad 550 rycin i opisów roślin, zapowiadał późniejsze przewodniki do oznaczania roślin, z których korzystamy do dziś, zwłaszcza z Przewodnika do oznaczania roślin (1901), wydawanego po wojnie z udziałem prof. Olgi Seidl, wybitnej przedstawicielki polskiej botaniki i farmakognozji z Akademii Medycznej w Krakowie.
W roku 1900 ukazał się Słownik polskich imion, rodzajów oraz wyższych skupień roślin, zawierający materyał sumiennie i krytycznie opracowany.
Nie jest to rzecz błaha, skoro żaden z dotychczasowych słowników nie był wolny od błędów – pisał profesor.
Słownik Rostafińskiego, poprawiany i doskonalony przez długie lata, stanowi zbiór polskiego nazewnictwa przyrodniczego, obowiązującego do dziś.
Jako dyrektor Ogrodu Botanicznego Uniwersytetu Jagiellońskiego (najstarszego z obecnie istniejących ogrodów botanicznychj w Polsce), pod koniec XIX w. Józef Rostafiński stworzył tam pierwszą w Krakowie pracownię botaniczną, która była zalążkiem najsławniejszego w Polsce ośrodka badań botanicznych.
Pracowali tu najwybitniejsi polscy botanicy – od Antoniego Rehmana i Edmunda Malinowskiego, po Władysława Szafera i obecnego dyrektora Ogrodu, prof. dr. hab. Bogdana Zemanka.
Jako historyk nauk przyrodniczych profesor odnalazł i opracował Antiboloneum, czyli słownik lekarski Jana Stanko – polskiego lekarza i przyrodnika schyłku średniowiecza (*1430 †1493), profesora Akademii Krakowskiej.
W krajach polarnych i w wysokich górach spotyka się śnieg zabarwiony na czerwono, zielono, żółto czy brązowo.
Zjawisko to jest wywołane masowym rozwojem pewnych gatunków glonów. Józef Rostafiński był jednym z pierwszych na świecie badaczy glonów naśnieżnych.
W roku 1880 znalazł w Tatrach śnieg czerwony na stokach Cubryny, żółtozielony na zboczu Rysów. Zafascynowany górami i gwarą góralską – za sprawą Tytusa Chałubińskiego i Lucjana Rydla, z którym był zaprzyjaźniony – wprowadził do systematyki botanicznej góralskie glony na oznaczenie alg.

Córka Lucjana Rydla, Helena, wspominała:
Nauczony krakowskim doświadczeniem, przez gęste sito przesiewał ojciec tych, którzy, nie należąc do rodziny, bywali częstymi gośćmi i zżyci byli z domem moich rodziców.
Do takich w pierwszym rzędzie należał wraz ze swoją rodziną prof. Józef Rostafiński.
Kiedy myślę o tych, którzy u nas bywali, na pierwszym planie widzę wjeżdżające pod górę parokonne lando, jakie można było wynająć w Krakowie w firmie Guzikowskiego.
Przed gankiem wysiadał z niego srebrnowłosy profesor, przemiła i pełna uroku kobiecości pani profesorowa i córki, Halusia i Justynka […].
Profesor z ojcem prowadzili ożywione dysputy, bo profesor, mimo że z zawodu botanik, z ducha był czystej krwi humanistą…
Utworzona w roku 1998 Komisja Historii Nauki Polskiej Akademii Umiejętności wydała pracę zbiorową pod zamiennym tytułem, oddającym najpełniej postać krakowskiego uczonego: Józef Rostafiński - botanik i humanista.
Stanisław Dłużewski
Źródło

[Obrazek: attachment.php?aid=75737]
Odpowiedz
#6

   
Zioła ojca Grzegorza
Był jednym z najwybitniejszych polskich zielarzy.
Udzielił porad tysiącom pacjentów.
Opracował dwadzieścia, wciąż dostępnych, preparatów ziołowych.
Ksiądz Grzegorz Sroka już jako dziecko zbierał zioła.
W klasztorze franciszkanów w Krakowie był infirmarzem i dbał o zdrowie zakonników.        
Ostatnie lata życia spędził w Rychwałdzie koło Żywca.
Przygotowywał tam swoje preparaty, a w soboty i niedziele przyjmował pacjentów zjeżdżających z całej Polski.
Miał niezwykłą intuicję: potrafił błyskawicznie postawić diagnozę i dobrać odpowiednie zioła.
Uważał, że fitoterapia i medycyna akademicka powinny się uzupełniać, dlatego współpracował na stałe z lekarzem Krzysztofem Błechą.

Z poradnika zakonnika
O. Sroka stawiał przede wszystkim na profilaktykę.
Zalecał rozpoczęcie kuracji od zmiany sposobu odżywiania, przejścia na pokarmy lekkostrawne, zawierające dużo witamin a mało tłuszczu.
Radził też porzucenie niezdrowych nawyków.
Zioła przede wszystkim miały wzmacniać odporność i usuwać toksyny z organizmu.

Sposób na zaparcia
Regularne pij szklankę kwaśnego mleka z odrobiną cynamonu.
Więcej tutaj
Źródło
źródło

[Obrazek: attachment.php?aid=75737]
Odpowiedz
#7

   
       
Ziołami leczył się człowiek zanim jeszcze zszedł z drzewa.
Jest to więc najstarsza gałąź ludzkiej wiedzy.
Pierwszymi farmaceutami były zielarki, wiedźmami zwane. „Wiedzące” budziły podziw i strach, bo źródła ich wiedzy były nieznane.
Kiedy jednak ludzie zaczęli racjonalizować umiejętności, nie wystarczała im już wiedza, że coś pomaga; chcieli wiedzieć, dlaczego pomaga.
Znalezienie odpowiedzi na to pytanie zajęło mnóstwo czasu, bo farmacja jako nauka pojawiła się dopiero w XIX wieku.

Zielarki w szczególny sposób obecne były w Polsce, a ma to związek z istnieniem niezliczonych ilości dworów i dworków szlacheckich – w Polsce było dziesięć razy więcej szlachty niż w innych krajach Europy, a o wiele mniej miast.

Taki wiejski dwór musiał więc być samowystarczalny. Na miejscu wyrabiano nie tylko wszelkie artykuły spożywcze świeże i konserwowane, ale także materiały i ubrania oraz przedmioty codziennego użytku.
Pani domu miała z tym huk roboty, a jakby tego było mało, musiała jeszcze leczyć domowników i chłopów z wszystkich wsi należących do dworu.
Do pomocy miała czeladź, a przy opiece nad chorymi „pannę apteczkową” – była to funkcja poważna i nie powierzało się jej byle komu.
Ona to otrzymywała klucze do apteczki.

Apteczki były dobrze zaopatrzone i starannie urządzone. W większych dworach przeznaczano im specjalne pomieszczenie, w mniejszych – szafę w spiżarni lub obok niej.

Obszerny opis apteczki domowej z polskiego dworku – pisze Katarzyna Hanisz z Katedry Historii Medycyny i Farmacji AM w Łodzi – można odnaleźć w „Encyklopedii staropolskiej” Z. Glogera, gdzie wspomniano o oddzielnej izdebce służącej do przechowywania leków, a obok nich przypraw, korzeni, konfitur, soków, wódek i likierów.

W zamożniejszych domach i dworach książęcych organizowano większe apteki, które z reguły były zarządzane przez panią domu.
Sztuka przygotowywania leków była również domeną kobiet, a profilaktyka i leczenie domowymi sposobami, zgodne z wiedzą wynikającą z doświadczeń, przekazywanych z pokolenia na pokolenie. fachową pomoc.
Była to więc wiedza nie byle jaka. Toteż opanowanie wspomnianych umiejętności zapewniało dziewczętom „dobre wyjście” za mąż.

W. Łoziński kreśląc w barwny sposób polski krajobraz z przeszłości, pisał, że w dawnych dworach i dworkach zakładano tzw. wirydarze, łączące cechy ogrodu spacerowego, owocowego (sadu) i kwiatowego (botanicznego).
Hodowano w nich zioła lecznicze, z których wytwarzano różne formy leków, m.in.: woski, olejki, wody, octy, konfekty.
Apteczka domowa zastępowała prawdziwą aptekę, a składała się prawie wyłącznie z ziół „swojskich”. Wyjątkiem był egzotyczny teriak (driakiew), panaceum na wszystkie choroby.
Apteczka miała służyć nie tylko zdrowiu, ale także wygodzie i przyjemności.
Dlatego też oprócz leków znajdowały się w niej środki pielęgnacyjne i to, co miłe dla podniebienia, a wiec soki, powidła, wyroby cukiernicze, słodkie wódki oraz marynaty.
Potrzebnych surowców dostarczały panny dworskie i kobiety z gminu oraz myśliwi.
Z pewnością były to zioła polne i łąkowe, owoce runa leśnego oraz dzika zwierzyna i tłuszcze do produkcji maści i kosmetyków.

„Jest rzeczą szczególną, że choćby wszystkie meble w dworku były skromne, to jednak w dwóch przypadkach robiono wyjątek: kunsztownie urządzano kantorek pana domu oraz apteczkę, którą często nazywano sanktuarium pani domu”.

Julian Ursyn Niemcewicz w opisie domu swego dzieciństwa powiada tak: „Dom ten według dawnego zwyczaju polskiego był z gankiem; z tego ganku wchodziło się do sieni [...]. Z tej sieni na lewą rękę wchodziło się do pokoju wybitego ciemnym obiciem [...]
Z tego wchodziło się do sypialnego rodziców moich pokoju, z którego prowadziły jedne drzwi do dziecinnego, drugie do dużego przyjęć. [...]
Drzwi z salonu uboczne prowadziły do małej sionki, po lewej ręce była apteczka, pełna wódek, kordiałów, tłuczeńców, pierników, ajeru, konfitur pędzonych i smażonych [...] po prawej stronie korytarz prowadzący do pokoju ojca mego i drugich dwóch, później przybudowanych, dla synów”. Usytuowanie apteczki w samym centrum domu dowodzi, jaką rolę odgrywała.
Nie powinno nas dziwić, że w apteczkach znajdowały się konfitury, przyprawy i borsucze sadło, bo wszystko to były – i są – środki lecznicze. Nalewki, skuteczne na niestrawności i przeziębienia, paniom pomagały na migrenę, a panom na kaca, bo po dworach piło się tęgo, szczególnie w karnawale.

To, że opieką zdrowotną zajmowały się kobiety, wcale nie było typowe dla wszystkich kultur, tylko dla słowiańszczyzny, a wśród Słowianek pierwsze były Polki.
Objęcie tą opieką wszystkich chłopów przynależnych do dworu, było zjawiskiem charakterystycznym wyłącznie dla Polski, gdzie indziej w ogóle nieznanym. W XVI stuleciu, a po części i w następnych, przez „dwór” rozumiano u nas wszystko, co się w obrębie całej tej jednostki terytorialno-społecznej skupiało.

Panny apteczkowe czerpały wiedzę z dwóch źródeł. Z cieszących się wielkim uznaniem książek medycznych Stefana Falmirza – zaufanego pisarza na dworze Tęczyńskich i Szymona Syreniusza – od 1590 r. profesora Akademii Krakowskiej.
Posiadanie tych książek – mimo bardzo wysokiej ceny – było ambicją każdego szlachcica.
A także od zielarek, z którymi spotykały się w czeladnej, by odebrać zamówione zioła oraz inne ingrediencje i przy tej okazji zaznajamiały z zasadami lecznictwa ludowego.
W czasach saskich modne stały się raptularze zawierające silva rerum – las rzeczy wszelakich, a właściwie groch z kapustą, jak mówili kpiarze. Bo rzeczywiście można w nich było znaleźć obok recepty „na bolenie zębów” wiersz miłosny, a obok przepisu na konserwowanie ogórków informację o uderzeniu kulistego pioruna.

Ten rodzaj lecznictwa utrzymał się aż do drugiej wojny światowej, bo choć lekarze pojawiać się zaczęli na wsiach w XIX wieku, nie cieszyli się dobrą opinią.
Pomocy szukano we dworze, dopiero gdy te metody zawiodły i chory był umierający, wzywano lekarza.
Utarł się nawet zwyczaj wzywania go razem z księdzem.

Panny apteczkowe miały tak mocną pozycję, że towarzystwa naukowe, zajmujące się między innymi szerzeniem wiedzy medycznej, zaadresowały do nich spis leków, które powinny się znajdować w każdej apteczce dworskiej. Spis ten ogłoszony w 1844 r. powtórzony został bez zmian w sto lat później.
Wiesława Kwiatkowska
źródło

[Obrazek: attachment.php?aid=75737]
Odpowiedz
#8

   
Z historii zielarstwa - Starożytność
Ze względu na poznaną, ciągnącą się co najmniej 5 tysięcy lat wstecz, historię ziołolecznictwa, można podzielić ją na wiele okresów.
Leczenie ziołami sięga początków starożytności.

Sumerowie już  5  tysięcy  lat  temu  znali  właściwości  lecznicze  np.  mięty,  rumianku  czy piołunu.
Starożytni Egipcjanie spisali je w tak zwanym papirusie Ebersa (XIV w. p.n.e.), wymieniając  ok.  800  roślin  leczniczych  i leków wraz  ze  sposobami  ich  stosowania.  Dobroczynną siłę ziół znano też w Babilonii, Asyrii, w Indiach czy Chinach.

Ważnym  ośrodkiem zielarskim były Indie, a wiedza medyczna stała tam na wysokim poziomie, choć wyjątkowo silnie była związana z wierzeniami i obrzędami religijnymi.
Do dziś Europa zawdzięcza Indiom dużą liczbę przypraw i produktów leczniczych: kardamon,  goździki  oraz imbir.

Początki  zielarstwa w Chinach sięgają 4 tysięcy lat p.n.e.
Liczba  ziół,  które  początkowo  opisywano w chińskich księgach była dosyć skromna, obejmowała około 300 gatunków.
Niemniej jednak Chińczycy wierzyli, że przyroda kryje w sobie lekarstwo  na  każdą  chorobę.
Do  dzisiaj  cały naturalny sposób leczenia związany z filozofią i religią Chin nazywa się medycyną chińską.

W naszym  kręgu  kulturowym  duży  wkład w rozwój ziołolecznictwa wnieśli Grecy, którzy  oprócz  leczniczych  właściwości  roślin, wykorzystywali ich właściwości narkotyczne oraz trujące.
Szczególne miejsce zajmuje postać Hipokratesa z Kosur (ur. ok. 460 roku p.n.e.), nadal obecnego w medycynie, znanego chociażby ze swojej przysięgi.
Uważał on, że lepiej aby pacjent wracał do zdrowia w sposób  naturalny,  z jak  najmniejszą  pomocą leków, za to z pomocą ziół.
W swoim dziele “Corpus Hipocraticum” wymienia ok. 300 leków pochodzenia naturalnego w tym 200 leków pochodzenia roślinnego.

Liderem  zielarstwa  w czasach  rzymskich był Dioskurides  Pedanios  (żyjący  w I w.  n.e. ), Grek z pochodzenia, przyrodnik, był lekarzem rzymskich legionów.
Napisał książkę “De materia medica” - barwnie ilustrowaną, zawierającą opisy kilkuset roślin, wśród nich mnóstwa leczniczych.  
Księga  ta  funkcjonowała  jako wiarygodny podręcznik medycyny aż do XVII wieku.

Ważną osobą, która wywarła znaczny wpływ na rozwój farmacji był również lekarz rzymski greckiego pochodzenia, Galen z Pergamonu (ok. 130 – 200 n.e.), opisał ponad 400 roślin leczniczych w taki sposób, że stworzył  podwaliny  późniejszej  farmacji.
Jego wielką zasługą było stworzenie nowych postaci leku roślinnego: naparu, odwaru, nalewki, mazidła.
 Te  postaci  do  dziś nazywają się galenowymi.

Bogate doświadczenia z zakresu ziołolecznictwa trafiły do Europyw okresie od VIII do XIII wieku głównie dzięki kupcom arabskim.
Arabowie wprowadzili   szereg  nowych  surowców oraz nowych form leków, jak syropy,  soki  zagęszczone;  upowszechnili  proces destylacji,  stosowanie  spirytusu,  stworzyli nowe  terminy  używane  do  dziś  w chemii, jak np. alkohol, aldehyd, alkalia i inne.

Na trwałe  weszli  do  historii  medycyny  tacy uczeni jak Pers Ibn Sina - Avicenna (980 –  1037r.) zwany Galonem Arabów i Abu Bekr el Rhazi – Rhazes (860-925r.).
Byli to lekarze z przygotowaniem przyrodniczym.
Znali i opisali około 1800 środków leczniczych. Na  medycynie  antycznej  opierała  się  powstała w IX wieku i istniejąca aż do wieku XVII  szkoła  medycyny  w Salerno  we  Włoszech.
Była ona znakomitym centrum naukowej myśli medycznej wywierającym wpływ na medycynę w całej Europie.
http://www.herbapol.poznan.pl/ciekawostk...arozytnosc
http://www.faceci.com.pl/ziola.html

[Obrazek: attachment.php?aid=75737]
Odpowiedz
#9

Jak postrzegano zielarki i zielarzy na przestrzeni wieków...
Krótka historia zielarstwa
Ziołolecznictwo czy inaczej fitoterapia jest sposobem leczenia, w którym znajdują zastosowanie surowce oraz przetwory roślinne.
Zaliczyć tu należy także rośliny znane nam z codziennej diety, czyli warzywa oraz owoce.

Już człowiek pierwotny znał odżywcze, trujące i uzdrawiające właściwości roślin.
Tajniki stosowania ziół przekazywane były z pokolenia na pokolenie.
Wiele ze środków leczniczych, stosowanych od wieków przetrwało do naszych czasów w tzw. medycynie ludowej.
Współczesna medycyna w głównej mierze również opiera się na ziołach, choć ze względu na wysokie koszty pozyskiwania coraz częściej zwraca się ku specyfikom chemicznym
. Dzisiaj większości ludzi słowa "zioła" i "średniowiecze" kojarzą się z czarownicą, która w domku na kurzej nóżce warzyła podejrzane wywary i produkowała maść z żaby i pajęczyny.
Tymczasem "wiedźma" pochodzi od "wiedzy" - jest to zatem "kobieta wiedząca, znająca tajemnice" (stąd też dawne określenie zielarek jako "mądrych").
Były to z reguły stare kobiety - ale stare według kryteriów wczesnego średniowiecza, kiedy to średnia długość życia wynosiła 30 do 40 lat (obecnie 65 - 70).
Pierwsze wieki naszej ery zapełniają więc kapłanki, boginie, wieszczki, które wywodzą się od wspólnego mianownika (upersonifikowanej Matka Natury i jej pomocnic).
Także święto Matki Boskiej Zielnej jest pamiątką po pogańskim kulcie słowiańskiego odpowiednika greckiej bogini Demeter.
Jak dowiodły badania, funkcja staruchy należy do reliktów czasów wspólnoty indoeuropejskiej.
U Hetytów, ponad 3200 lat temu, wiedźma pełniła ważną funkcję specjalistki ds./magii.
Należała do personelu świątynnego i parała się wróżbami
Dawało jej to wysoką pozycję społeczną jako wysłanniczce bogów, odpowiedzialnej za sprawy zdrowia i medycyny.
Wspomnienia o tej postaci kryją się w mitach greckich o Medei, królowej Omfale, czarodziejkach Kalipso i Kirke.

Pojęcie czarownicy jako takiej przynależy do późnego średniowiecza, kiedy to wskutek działalności Kościoła zaczęła zanikać profesja czarownika, właściwa mężczyznom i ciesząca się szacunkiem.
Umiejętność uzdrawiania i władzy nad duchami została podzielona na medycynę, naukę uniwersytecką, i na dogmaty religii chrześcijańskiej, ustalone przez Kościół.
Zarówno bycie lekarzem, jak i księdzem zastrzeżone było wyłącznie dla mężczyzn. Kobiety, które nadal robiły użytek ze swojej wiedzy, zostały zdegradowane z pozycji kapłanek do czarownic.
Tymczasem żeby znać się na ziołach, nie trzeba było zajmować etatu wioskowej "mądrej", a wiedza o zastosowaniach rozmaitych roślin była przekazywana z matki na córkę, z babci na wnuczkę.
W świecie średniowiecznym zioła miały swoje zastosowanie praktycznie w każdej dziedzinie życia - od kuchni, poprzez kosmetykę i farbowanie odzieży aż do praktyk medycznych i obrzędów. Zbierano cale rośliny lub ich poszczególne części (kłącza, cebule, korzenie, łodygi, liście, nasiona, owoce).

O ziołach używanych przez Słowian i wikingów.
4 tysiące lat temu: pierwsza herbatka z rumianku

Dokładne wiadomości o niektórych ziołach i sposobach ich stosowania pochodzą sprzed 4000 lat.
Pierwsze zapisy mówią głównie o znaczeniu ziół w obrzędach, magii i lecznictwie.
Sumerowie znali właściwości lecznicze czosnku, mięty, rumianku, babki, piołunu, a przy chorobach oczu stosowali sok jaskółczego ziela.
Na glinianej tabliczce z Nippur (Babilonia), na której sumeryjski lekarz 3000 lat p.n.e. spisał znane mu środki lecznicze, wymienione są m.in. kora i żywica różnych drzew, oleje roślinne, sproszkowany muł rzeczny i chlorek sodu (sól).
Zioła wykorzystywano na okłady, do inhalacji i jako napary.

Papirusy Ebersa (1550 rok p.n.e.) zawierają ok. 900 recept różnych leków, 877 wskazówek leczenia ran i dolegliwości ciała oraz kilkaset nazw różnych roślin leczniczych, w tym aloesu, mięty i anyżu.
Znalazły się tam też uwagi o zastosowaniu ziół do upiększania i ich znaczeniu w obrzędach religijnych.
Mniej więcej w tym samym czasie powstała święta hinduska księga Ayurweda, zawierająca opisy ziół i związane z nimi magiczne zaklęcia.
Ziół używano też do leczenia.
Z Indii do Europy dotarły: kminek, pieprz, kardamon, goździki i imbir. Arabowie, podobnie jak i Żydzi, wytwarzali z roślin olejkodajnych wonności cenione nie mniej niz złoto.
Księgi Starego i Nowego Testamentu zawierają kilkadziesiąt nazw ziół.

Chińczycy rozwinęli ziołolecznictwo na niezwykłym poziomie.
Chiński Kanon ziół napisał podobno cesarz Shen Nung (zm. 2698 p.n.e.), zwany 'boskim rolnikiem', który na sobie testował zioła, by sprawdzić, które z nich są trujące.
Znaleźć tam można opis 252 roślin wraz z podaniem ich wpływu na organizm ludzki, miejscem występowania, sposobem przyrządzania i przechowywania.
Zapiski na kościach wróżebnych z II wieku p.n.e. mówią o stosowaniu ziół w różnych schorzeniach.
Wg Chińczyków przyroda kryje w sobie lekarstwo na każdą chorobę i do dzisiaj ich naturalny sposób leczenia związany jest z filozofią i religią.
Chińczykom zawdzięczamy: rzewień (rabarbar), kamforę i żeń-szeń oraz akupunkturę, czyli leczenie poprzez nakłucia.

Starożytna Grecja: nenufary dla Nimfy
Greckie mity wymieniają licznych bogów i herosów, którzy przekazywali ludziom wiedzę medyczną opartą na ziołach.
Wiele nazw roślin stanowią zlatynizowane nazwy greckie, np. krwawnik to Achillea (od Achillesa) bylica to Artemisia (ziele związane z boginią Artemidą), kosaciec to Iris, bogini tęczy, zas grzybień, zwany powszechnie nenufarem, zwany Nymphanea, zawdzięcza swoją nazwę Nimfom.
Hipokrates z Kos (V - IV p.n.e.), zwany ojcem medycyny, w swoim dziele Corpus Hippocraticium przywiązuje dużą wagę do diety i ziołolecznictwa.
Wśród wymienionych tam 300 leków pochodzenia naturalnego, 200 z nich jest pochodzenia roślinnego.

Rzymski uczony Pliniusz Starszy (I w. n.e.), w księgach 20-27 swojej Historii naturalnej opisuje aż 1000 gatunków roślin leczniczych i ich zastosowanie.
Żyjący w tym samym czasie Dioscorides stworzył zachowany do dzisiaj zielnik, w którym opisał i zilustrował 600 roślin.
Z kolei Apicjusz jest autorem pierwszej znanej rzymskiej książki kulinarnej (I w. n.e.), która zawiera 500 przepisów z użyciem ziół do przyrządzania potraw.
Największy po Hipokratesie lekarz i reformator nauk medycznych nowożytnego świata, Galen (II-III w. n.e.), stosował wiele leków pochodzenia roślinnego w postaci nalewek, wyciągów, odwarów i mazideł.
Metody ich stosowania i terminologia łacińska zachowały się w farmakologii do dnia dzisiejszego, a w świecie lekarskim znane są preparaty galenowe-gotowe leki roślinne.

Okres wczesnego średniowiecza nie przyniósł nic nowego w zakresie wiedzy medycznej.
Okres feudalny charakteryzował się zastojem rozwoju nauki.
Dopiero po XI wieku n.e. rozwój klasztorów przyczynił się do powstania tzw. medycyny klasztornej, równoległej do medycyny ludowej.
Potrafiący czytać i pisać mnisi mieli dostęp do dzieł z czasów Hipokratesa i Galena, korzystali więc z ich zaleceń i porad.
W klasztornych ogródkach hodowano zioła, z których opracowywano mieszanki na rozmaite dolegliwości, a w klasztornych piwnicach warzono piwa i przygotowywano ziołowe nalewki, niektóre znane po dziś dzień (np. benedyktyńska).

Średniowiecze: sklepy korzenne i kakao z Ameryki
W XII i XVI stuleciu zaczęły powstawać w Europie pierwsze apteki, w których prócz ziół leczniczych można było także nabyć pachnidła i przyprawy, stąd nazywano je "składami pieprzu" lub "sklepami korzennymi".
Dwa kolejne wieki to lata panowania tzw. morowego powietrza - z powodu licznych epidemii wyginęła jedna czwarta ludzkości, a nieuczciwi aptekarze sprzedawali niezmiernie drogie przyprawy, takie jak gałka muszkatołowa i goździki -nową erę w lecznictwie zapoczątkował Paracelsus (XV/XVI w.).
Stosował on dietę, wodolecznictwo, świeże powietrze i naturalne środki lecznicze, z których próbował wyizolować istotę leczniczą, czyli aktywną farmakodynamicznie substancję.
Zioła najczęściej jednak postrzegano i uprawiano w ogrodach jako rośliny dekoracyjne.
Rozwój druku pomógł w upowszechnieniu ziół jako leków, gdyż zaczęto wydawać zielniki, z rycinami i opisem naukowym poszczególnych roślin.
Do końca XVIII w., czyli powstania pierwszych leków syntetycznych, medycyna opierała się na ziołach.
Rozwój druku pomógł w upowszechnieniu ziół jako leków, gdyż zaczęto wydawać zielniki, z rycinami i opisem naukowym poszczególnych roślin.
Wielkie odkrycia geograficzne, w tym odkrycie Ameryki (1492) oraz drogi morskiej do Indii (1498) przyczyniły sie do wzbogacenia europejskiej wiedzy o ziolach.
Z Ameryki do Europy trafił kakaowiec, wanilia, papryka, ziemniak i kukurydza.

Wiek XIX przyniósł wielkie zmiany w postrzeganiu ziół.
Kneipp przywołał z mroków zapomnienia hydroterapię i ziołolecznictwo.
W 1805 r. Serturner wyizolował z opium (makowca) morfinę, a Derosne-narkotynę.
W 1818 roku Pelletier i Carentou izolują strychninę z nasion kulczyby, a w 1820 roku-chininę z kory chinowej i kofeinę z kawy.
W 1830 roku Leroux izoluje z kory wierzbowej salicynę (prekursor aspiryny).
Lata 30. XX wieku rozpoczęły na nowo erę leków syntetycznych, pojawiły się antybiotyki, leki psychotropowe.

Obecnie obserwuje się powrót do ziołolecznictwa.
Około 35% leków jest pochodzenia roślinnego i uznawane są na równi z lekami chemicznymi.
Jest to wynik braku zaufania do leków tworzonych laboratoryjnie, które prócz korzyści potrafią też wyrządzić trwałe szkody w organizmie, a poza tym badania naukowe w zakresie leczniczych i kosmetycznych zastosowań ziół stale poszerzają dziedzinę wiedzy, jaką jest zielarstwo.
Zrażeni nieskutecznością chemicznych środków, ludzie pokładają wiarę w moc przyrody (vilcacora jako lek na raka, ziołowe preparaty na AIDS).
Po części jest to też ogólny trend 'powrotu do natury' w ramach Ery Wodnika (ekologia, fascynacja filozofią i kulturą Dalekiego Wschodu, ruch Wicca etc.).
Oprac.Yenna na podst.:
M.Matuszewska Historia Ziołolecznictwa, Internet
L. Bremness, Wielka księga ziół, Warszawa 1991
J. Schulz, E. Uberhuber, Leki z bożej apteki, Warszawa 1986
http://www.zielarka.com.pl/tajemnice-zie...zielarstwa
http://www.faceci.com.pl/ziola.html

[Obrazek: attachment.php?aid=75737]
Odpowiedz
#10

Zielarstwo w Polsce
W Polsce zioła znane były od najdawniejszych czasów, a już w czasach bursztynowego szlaku handlowano u nas także ziołami z dalekich krain.
Prawdziwy rozwoju zielarstwa, jako osobnej gałęzi wiedzy medycznej datuje się  także w czasach średniowiecza, wraz z przybyciem do Polski znawców ziół i medyków z innych krajów Europy oraz z Bliskiego Wschodu.
Podróżnicy przywieźli ze sobą wiele roślin pochodzenia śródziemnomorskiego, które po aklimatyzacji szybko rozpowszechniły się w uprawach przydomowych.
Kontynuacją tej wspaniałej, średniowiecznej wiedzy przyrodniczej było zielarstwo praktyczne.
Na użytek lecznictwa średniowiecznego zaczęły się ukazywać pierwsze książki (zwane Herbarzami), medyczno - botaniczne z zakresu ziołolecznictwa.
Te bogato zdobione i obszerne w treść – początkowo pisaną - Herbarze, oprócz przepisów leczenia ziołami, zawierały porady i wskazówki o zastosowaniu ziół i roślin w kosmetyce, farbiarstwie, garbarstwie i gospodarstwie domowym.
Najsłynniejsze herbarze minionych okresów to m.in. dzieła Stefana Falimirza (1534), Marcina z Urzędowa (1595) oraz Szymona Syreniusza (1613).
Księgi te były jednak niestety pisanie po łacinie, co utrudniało szersze ich ywkorzystanie przez zielarzy ludowych zwanych znachorami (znawcami chorób, lekarzami).
Dawne herbarze były bogato zdobione w rysunki oraz charakteryzowały się szczegółowymi opisami znanych ziół w owych czasach.
Te swoiste księgi medyczne czasów średniowiecza były dostępne tylko niewielkiej grupie lekarzy i aptekarzy, którzy przeważnie byli podróżnikami, uczonymi medykami lub osobami wysoko postawionymi.  

Warto zaznaczyć że przepisy zielarskie w tamtych czasach były znane także ludziom zwykłym a raczej tzw. Zielarzom i zielarkom (Znachorom i Znachorkom) żyjącym wśród mieszczaństwa jak i na wsi.
W wielu przypadkach miało to zgubny wpływ ze względu na wprowadzoną ludobójczą Inkwizycję w Kościele katolickim w XIII wieku i masowe mordowanie zielarzy, znachorów, podczas gdy ich wiedzę i księgi kradli i zbójecko sobie przywłaszczali mnisi katolickiej inkwizycji, w tym dominikanie, benedyktyni, cysteri czy augustianie.
Znajomość ziół i ziołolecznictwa wśród zwykłych ludzi była przez zbrodniczą inkwizycję katolicką ograniczonym a zioła i ziołolecznictwo stawały się raczej domeną mnichów i zakonów, którzy z monopolu na leczenie ludzi czerpali niegodziwe zyski.
Jednak w dużych ośrodkach miejskich w czasach średniowiecznych były nieliczne apteki oraz wykształceni lekarze.
Społeczeństwo średniowiecza było jednak w większości zdane na znachorów i znachorki posiadające wykształcenie w systemi z mistrza na ucznia w rodzinnym klanie ze względu na niedostępność jak i ogromną barierę jaka była między pospólstwem a klasą średnią czy wyższą.  

Pierwszą znaną drukowaną książką w języku polskim o ziołach i ziołolecznictwie była encyklopedia zdrowia Stefana Falimirza "O ziołach i o mocy ich".
Książka ta na owe lata miała ogromną wartość społeczną i była dostępna dla szerszej grupy odbiorców.
Encyklopedia zdrowia jest tłumaczeniem z języka łacińskiego na podstawie oryginału llcrbariusa i Ortus sanitatis'a.
Zielnik Falimirza doczekał się kilku wydań.
Po niemalże 10 latach ukazał się w opracowaniu Hieronima Spiczyńskiego pod tytułem "O ziołach mlecznych i zamorskich".
W tej wersji wydania poprawione zostały drzeworyty.
Następnym dostępnym opracowaniem było wydane w 1568 roku pod tytułem "Herbarz to jest ziół tutecznych, postronnych i zamorskich opisanie" autora Hieronima Spiczyńskiego.
Wersja tego wydania była poprawiona pod kontem drzeworytów jak i terminologii.

Oryginalne i nowe podejście do tematu ziół i ziołolecznictwa opracował Marcin z Urzędowa w dziele „Herbarz polski” wydanym w 1595 roku w Krakowie, w ktorym to dziele opisano wszystkie znane i stosowane zioła oraz leki roślinne na terenie Polski.
Marcin z Urzędowa podaje wiele własnych, trafnych obserwacji dotyczących ziołolecznictwa.
Następne dzieło to – Zielnik Szymona Syreńskiego wydany w 1613 roku.
Zielnik ten był już bardzo oryginalny i obejmował 1540 stron.
Było to największe dzieło Europy i opisywało około 760 roślin leczniczych z których wszystkie można stosować także współcześnie.
Polskie ziołolecznictwo okresu XVI i XVII wieku używano w większości środków leczniczych, roślinnych, ziół pochodzenia rodzimego.
Nieliczne zioła takie jak imbir, cynamon czy pieprz holenderski sprowadzane były z innych krajów np. z Włoch , Francji czy Portugalii.
Zioła dostarczane były przez kupców wędrujących szlakami handlowymi prowadzącymi początkowo przez Morze Czarne aż do Lwowa a od XIV wieku przez Lizbonę, gdzie znajdował się jeden z największych targów korzennych tamtych czasów.
Był on od wieku XVI do XVIII głównym szlakiem prowadzącym do Gdańska.  

Okres Baroku jak i Oświecenia nie przyniósł większych zmian w ziołolecznictwie.
Leczono się za pomocą wiedzy z zielników oraz spuścizny z poprzednich okresów, kiedy to był rozkwit ziołolecznictwa.
Jedyną różnicą między wcześniejszymi okresami a Barokiem czy Oświeceniem w dziedzinie ziół i ziołolecznictwa to lepszy przekaz informacji już za pomocą druku oraz stopniowy rozwój cywilizacji.
Zioła i ziołolecznictwo okresu drugiej połowy XIX wieku to spadek zainteresowania lecznictwem ziołowym, głownie z powodu szkodliwej działalności środowisk marksistowskich i leninowskich.
Wraz z rozwijaniem się materialistycznych, marksistowskich nauk przyrodniczych jak i marksistowskiej medycyny leki chemiczne znacząco wyparły stosowanie ziół do których jednak ludzie masowo wracają z poczatkiem XXI wieku.
Osobami najbardziej zasłużonymi w dziedzinie upowszechniania ziołolecznictwa w okresie międzywojennym w Polsce to: Jan Biegański (1863-1939), aptekarz i pionier zielarstwa oraz Jan Muszyński (1884-1957), profesor farmakognozji i uprawy roślin leczniczych a także Wacław Strażewicz (1889—1950), profesor farmakognozji.
Z pod jego pióra wyszło wiele prac naukowych i popularyzatorskich, które do dnia dzisiejszego stanowią wartościowe opracowania z zakresu zielarstwa.
W okresie PRL tradycyjne ziołolecznictwo przetrwało dzięki licznym w Polsce zielarzom i zielarkom działającym głównie w środowiskach klubów radiestezyjnych oraz z pomocą nielicznych w marksistowskim PRL lekarzy, którzy poświęcili się zachowaniu i obronie tradycyjnej wiedzy!

W zamożniejszych domach i dworach książęcych w Polsce organizowano większe apteki, które z reguły były zarządzane przez panią domu.
Sztuka przygotowywania leków była również domeną kobiet, a profilaktyka i leczenie domowymi sposobami, zgodne z wiedzą wynikającą z doświadczeń, przekazywanych z pokolenia na pokolenie, dawało fachową pomoc.
Była to więc wiedza nie byle jaka, a opanowanie wspomnianych umiejętności zapewniało dziewczętom „dobre wyjście” za mąż.
Obszerny opis apteczki domowej z polskiego dworku – pisze Katarzyna Hanisz z Katedry Historii Medycyny i Farmacji AM w Łodzi – można odnaleźć w „Encyklopedii staropolskiej” Z. Glogera, gdzie wspomniano o oddzielnej izdebce służącej do przechowywania leków, a obok nich przypraw, korzeni, konfitur, soków, wódek i likierów.
Apteczki były dobrze zaopatrzone i starannie urządzone.
W większych dworach przeznaczano im specjalne pomieszczenie, w mniejszych – szafę w spiżarni lub obok niej.
Pani domu miała z tym huk roboty, a jakby tego było mało, musiała jeszcze leczyć domowników i chłopów z wszystkich wsi należących do dworu.
Do pomocy miała czeladź, a przy opiece nad chorymi „pannę apteczkową” – była to funkcja poważna i nie powierzało się jej byle komu
. Ona to otrzymywała klucze do apteczki.
Taki wiejski dwór czy dworek musiał być samowystarczalny, zatem na miejscu wyrabiano nie tylko wszelkie artykuły spożywcze świeże i konserwowane, leki, ale także materiały i ubrania oraz przedmioty codziennego użytku.

Ten rodzaj lecznictwa ludowego ziołami w roli głównej utrzymał się aż do drugiej wojny światowej, bo choć lekarze pojawiać się zaczęli na wsiach w XIX wieku, nie cieszyli się dobrą opinią, a to z powodu niskiej wiedzy i wysokich honorariów oraz odmowy leczenia niewypłacalnej biedoty.
Pomocy szukano we dworze, dopiero gdy te metody zawiodły i chory był umierający, wzywano lekarza.
Utarł się nawet zwyczaj wzywania go razem z księdzem, taką lekarz miał wtedy renomę.
Panny apteczkowe czyli de facto znachorki miały tak mocną pozycję, że towarzystwa naukowe, zajmujące się między innymi szerzeniem wiedzy medycznej, zaadresowały do nich spis leków, które powinny się znajdować w każdej apteczce dworskiej.
Spis ten ogłoszony w 1844 roku powtórzony został bez zmian w sto lat później.
To, że opieką zdrowotną zajmowały się kobiety, panny apteczkowe, wcale nie było typowe dla wszystkich kultur w Europie, tylko dla słowiańszczyzny, a wśród Słowianek pierwsze były Polki.
Objęcie tą opieką wszystkich chłopów przynależnych do dworu, było zjawiskiem charakterystycznym wyłącznie dla Polski, gdzie indziej w ogóle nieznanym.
W XVI stuleciu, a po części i w następnych, przez „dwór” rozumiano u nas wszystko, co się w obrębie całej tej jednostki terytorialno-społecznej skupiało.
Podobny, dworski model medycyny ludowej istniał tradycyjnie w Indii, jednak medykami byli głownie mężczyźni z tak zwanych lekarskich rodów, vaidya, jednak cała rodzina takiego książęcego czy królewskiego medyka na dworach radżów bywała zaangażowana w usługi sprawowane przez głowę domu, niejako mistrza lekarskiego.

Wielka piątka ziół leczniczych to dziurawiec, rumianek, mięta, melisa i szałwia - wylicza dr Jerzy Jambor.
Wschodzące na nowo gwiazdy to kozieradka pospolita i słonecznik bulwiasty, które mogą być stosowane u osób zagrożonych cukrzycą.
Wiecznym przebojem jest kozłek lekarski, a Polska to największy producent waleriany na świecie.
Zielarz Wojciech Biernat najwyżej ceni chmiel, melisę, serdecznik i męczennicę.
Zioła pasują do zdrowego odżywiania - zapewnia Maja Błaszczyszyn, autorka wielu bliskich natury książek kucharskich.
Dziurawiec - naturalny środek przeciwdepresyjny.
Kocimiętka - obniża gorączkę, powstrzymuje wymioty.
Korzeń waleriany - na lepszy sen i opanowanie niepokoju.
Kozieradka - obniża gorączkę.
Krwawnik - redukuje gorączkę i dreszcze.
Mięta - likwiduje bóle głowy i żołądka, pomaga przy mdłościach, pobudza myślenie.
Melisa - uspokaja, usypia, stosowana przy przewlekłym zmęczeniu.
Nagietek - zewnętrznie: rany, łuszczyca, trądzik, wewnętrznie: przy problemach układu trawiennego.
Piołun - wspomaga trawienie i czyści krew, jest więc znakomity na wodną puchlinę. Działa dalej skutecznie na chorych umysłowo i pomaga w cierpieniach pęcherza.
Rumianek - podrażnienia skóry i niewielkie rany, przy rozstroju żołądka, na bezsenność i jako okłady na opryszczkę.
Szałwia - stosowana do płukania gardła, łagodzi ból, pomaga też przy zaburzeniach trawienia.
Tymianek - brak apetytu, problemy układu trawiennego.
więcej tutaj...

[Obrazek: attachment.php?aid=75737]
Odpowiedz
#11

   
Nicholas Culpeper (urodzony prawdopodobnie w Ockley , Surrey , 18 października 1616 - zmarł w Spitalfields , Londyn, 10 stycznia 1654) był angielskim botanikiem , zielarzem , lekarzem i astrologiem . 
Jego opublikowane książki obejmują The English Physitian (1652), czyli Complete Herbal (1653 ff), który zawiera bogaty magazyn wiedzy farmaceutycznej i ziołowej oraz Astrological Judgement of Diseases of Decumbiture of the Sick (1655), który jest jednym z najbardziej szczegółowych dokumentów znanych z praktyki astrologii medycznej we wczesnej nowoczesnej Europie .
źródło
źródło

[Obrazek: attachment.php?aid=75737]
Odpowiedz




Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości