Kawa po batumsku
Nazwa miasta Batumi przywołuje od razu skojarzenia z herbatą i herbacianymi polami. 
Nie, nie – o tym już było przy okazji pieczenia ciasta herbacianego. 
Teraz będzie o kawie i to nie zwyczajnie parzonej, a po batumsku. 
Czym się wyróżnia ta kawa od innych?
Czosnkiem! 
Kawa z czosnkiem? Może nie pita z czosnkiem, ale prażona. 
Jak mawiają mieszkańcy Adżarii, czosnek jest w stanie wydobyć aromat z kawy nawet pośledniejszego gatunku, która o aromacie już dawno zapomniała. 
Po żartach, że wampirów zbyt dużo w pobliżu się nie kręci, więc czosnek tylko prewencyjny – decyduję się na wypróbowanie kawy po batumsku.
Smak, aromat, barwa, moc i aksamitność naparu zależą od wielu warunków a w pierwszej kolejności od mistrzostwa i zaangażowania tego, kto go przyrządza. 
Biorę więc patelnię, na nią garść kawowych ziaren i dwa ząbki czosnku a potem prażę, aż do uzyskania jakby maślanego nalotu na ziarnach.
Pojawia się coraz intensywniejszy aromat zapowiadający dobrą kawę.
Proporcje na 1 porcję:
zmielone uprażone ziarna kawy (czubata łyżeczka lub dwie),
łyżeczka cukru (cukier uwypukla aromat i daje głębię – ja zamiast białego dodaję szczyptę trzcinowego),
1-2 ząbki czosnku do prażenia,
dobra woda (od wody zależy bardzo wiele i rzeczywiście ta sama kawa czy herbata parzone na łódzkiej wodzie smakowały zupełnie inaczej niż w Gruzji).
Ilość naparu zależna od wielkości dżezwy (rodzaj tygielka) i ilości gości
więcej tutaj