08-07-2022, 14:27 
	
	
	
		Jesienna droga. 
Liście lecą deszczem rudym.
Idzie garbaty smutek, w chmury owinięty.
Na pewno taką drogą jechał doktor Judym
Samotny, zapomniany, smutny, odepchnięty.
Biegną po lepkim błocie gnane batem siwki.
Ciągną zieloną bryczkę, tętnią, rżą, chlupocą.
A wicher śpiewa, płacze jak lipowe skrzynki,
Z tęsknoty za kochanką swą – jesienną nocą.
Czasami przejdzie szary, mętny chłop z siekierą.
Czasami Żyd żałobny z workiem na ramieniu,
A konie tupią, chlupią, lecą w przestrzeń szczerą,
W zadumę, w smutek, w Polskę, w głuche mgły jesieni.
Włodzimierz Słobodnik
	
	
Liście lecą deszczem rudym.
Idzie garbaty smutek, w chmury owinięty.
Na pewno taką drogą jechał doktor Judym
Samotny, zapomniany, smutny, odepchnięty.
Biegną po lepkim błocie gnane batem siwki.
Ciągną zieloną bryczkę, tętnią, rżą, chlupocą.
A wicher śpiewa, płacze jak lipowe skrzynki,
Z tęsknoty za kochanką swą – jesienną nocą.
Czasami przejdzie szary, mętny chłop z siekierą.
Czasami Żyd żałobny z workiem na ramieniu,
A konie tupią, chlupią, lecą w przestrzeń szczerą,
W zadumę, w smutek, w Polskę, w głuche mgły jesieni.
Włodzimierz Słobodnik
