Liczba postów: 58.137
	Liczba wątków: 2.414
	Dołączył: 12-05-2011
	
Reputacja: 
5.481
	 
 
	
	
		Niedoszłe spotkanie
Nie przychodziłaś na spotkanie;
Czas wlókł się ale naprzód brnął niezmordowanie,
W odrętwienie zmieniając ból. Właściwie czemu
Czułem ten ból? Mniej sam brak ciebie; bardziej brak
W tobie tego współczucia, co potrafi przemóc
Opór z czystej dobroci serca: to mnie tak
Bolało, kiedy tykał swe zabójcze zdanie
Zegar: „Nie przyszła na spotkanie”.
Tyś mnie naprawdę nie kochała
Nigdy – a tylko miłość potrafi się cała
Poddać władzy współczucia: wiedziałem i wiem.
Lecz czy nie było warto tak niewielkim kosztem –
Godziny, paru godzin – w zmaganiach ze złem
Wspomóc to, co w nas boskie, jednym ludzkim, prostym
Gestem: przyjściem, dowodem, żeś ranić nie chciała,
Choćbyś mnie nawet nie kochała?
Thomas Hardy
tłum. Stanisław Barańczak
	
	
	
	
		
	
 
 
	
	
	
		
	Liczba postów: 58.137
	Liczba wątków: 2.414
	Dołączył: 12-05-2011
	
Reputacja: 
5.481
	 
 
	
	
		Skały Beenu 
Jakie opale i wód szafir na zachodu wędrownej fali,
Jak ta kobieta na wierzchowcu włosem trzepoce jasnym w dali,
Kobieta, którąm kochał, której uczuć dla mnie nikt nie obali.
Białe wirowały u brzegu mewy, wierzch oceanu płowy
Gubił się gdzieś w podniebiach i wir bulgotał nowy,
A myśmy w radości serca śmieli się w blask marcowy.
Nagle omroczyła nas chmurka, deszcz skropił pomieszany z tęczą,
Na Atlantyku połamaną plama odbiła się obręczą
I znów się zza chmur blask przedarł, znów się purpurą fale wieńczą.
Do dziś czar przepaścisty Beenu piętrzy pod niebo swe urwisko –
Czy ona i ja nie pójdziemy znów tam teraz, gdy marzec blisko,
Cośmy mówili słodko wtedy, słowo za słowem znów rzec wszystko?
Cóż że w przepaścistym swym pięknie skały wybrzeża majaczeją – 
Gdzie indziej już jest ona, włos jej się nie trzepie wichru zawieją,
Nie zna i nie dba o turń Beenu ni usta jej się tam rozśmieją.
Thomas Hardy 
przełożył Stanisław Helsztyński
	
	
	
	
		
	
 
 
	
	
	
		
	Liczba postów: 58.137
	Liczba wątków: 2.414
	Dołączył: 12-05-2011
	
Reputacja: 
5.481
	 
 
	
	
		Jestem tym kimś 
Jestem tym kimś, czyj widok nie wpływa na ton 
Gołębiego gruchania
I bynajmniej nie skłania
Ptaków do wzlotu w niebo;
Gruchają dalej, jakby mówiąc: „Nic ważnego,
To tylko on”.
To ja przechodzę polem, gdzie, znalazłszy wikt
W kiełkach zboża, zające
Opuszczają sterczące
Słuchy i żują dalej,
Jakby myślały: „To ktoś, kim się przecież wcale
Nie przejmie nikt”.
To na mnie żałobnicy, ocierając z lic
Sól łez, rzucają okiem -
Gdy kondukt wolnym krokiem
Zmierza, gdzie świeże groby – 
Myśląc: „Ten? – nieszkodliwy; on z naszej żałoby
Nie będzie kpić”.
A z nieba głos: „My, gwiazdy, choćby ten świat sczezł,
Patrzymy bez zaślepienia
W wyrzut jego spojrzenia,
Żądający porządku
Innego niż nasz. On jest z nami – od początku
Aż po sam kres”.
Thomas Hardy
przełożył Stanisław Barańczak
	
	
	
	
		
	
 
 
	
	
	
		
	Liczba postów: 58.137
	Liczba wątków: 2.414
	Dołączył: 12-05-2011
	
Reputacja: 
5.481
	 
 
	
	
		Głos
Z pustki po tobie wciąż wołasz mnie, wołasz mnie,
Jakbyś mi chciała powiedzieć, że czas
Zmarłych się cofa, że, młoda znów, zdołasz mnie
Olśnić raz jeszcze, o tak, jeszcze raz.
Twójże to głos? Więc się ciałem ty sama stań,
Bądź jak w te dni, gdy, widoczna zza wierzb,
Stałaś na progu, czekając: ta sama stań,
W tamtej niebieskiej sukience - ty wiesz……
Czy też nie głos to, lecz trawa i szelest jej
W wietrze, co zrywa się, zrywa się znów,
Jakby mi pragnął powiedzieć, że źle jest jej
W pustce bez czasu, bez kresu, bez słów?
Tak idę chwiejnie przed siebie,
Liście spadają dokoła
I słychać zawodzenie: wiatr w cierniowym krzewie
Albo to ona woła.
Thomas Hardy
przełożył Stanisław Barańczak
	
	
	
	
		
	
 
 
	
	
	
		
	Liczba postów: 58.137
	Liczba wątków: 2.414
	Dołączył: 12-05-2011
	
Reputacja: 
5.481
	 
 
	
	
		Drozd o zmroku 
Wsparty o furtkę zagajnika 
Czułem, jak mroźny zmrok 
W oko dnia szarym widmem wnika, 
Ćmiąc w nim słabnący wzrok. 
Gdzieniegdzie powój - uschły, blady - 
Jak strun zerwanych kłąb 
Bił jękiem w niebo; ludzkie ślady 
Do chat zapędzał ziąb. 
Zwłokom Stulecia rozciągniętym 
Podobny był ten świat 
Pod płytą chmur i pod lamentem, 
Którym go żegnał wiatr. 
Ustał odwieczny puls narodzin 
I wszelki duch u bram 
Jałowych, mroźnych, mrocznych godzin 
Stał drętwo - jak ja sam. 
I nagle z góry, przez korony 
Odartych z liści drzew 
Dobiegł radosny, niezmącony, 
Niepowstrzymany śpiew. 
To nikły, wątły, rzadkie pierze 
Stroszący w wichrze drozd 
Rzucił w twarz pustce i niewierze 
Własnego wnętrza głos. 
I tak dogłębnie bezzasadny 
Był ekstatyczny hymn, 
Tak całkiem nie miał racji żadnej 
W świecie - przynajmniej w tym - 
Że czułem przez rozwibrowaną 
Radość ptaka, na dnie, 
Jakąś Nadzieję, jemu znaną 
A niedostępną mnie. 
Thomas Hardy
przełożył Stanisław Barańczak
	
	
	
	
		
	
 
 
	
	
	
		
	Liczba postów: 58.137
	Liczba wątków: 2.414
	Dołączył: 12-05-2011
	
Reputacja: 
5.481
	 
 
	
	
		W czas "miażdżenia narodów"
I
Tylko ten człowiek bronujący grudy,
Człapiący bruzdą samotnie
Przy szkapie, która łbem sennym i chudym
Kiwa, ilekroć się potknie.
II
Tylko te sterty perzu, z których dymy
Smużą się ponad równiną;
To — będzie trwało przez lata i zimy,
Choć Dynastie przeminą.
III
Dziewczyna, chłopak — gdy idą we dwoje,
Cali w uścisku dłoni, w szeptach:
Pochłonie chmurna noc annały wojen —
Historia tych dwojga przetrwa.
Thomas Hardy
przełożył Stanisław Barańczak
	
	
	
	
		
	
 
 
	
	
	
		
	Liczba postów: 58.137
	Liczba wątków: 2.414
	Dołączył: 12-05-2011
	
Reputacja: 
5.481
	 
 
	
	
		Potem
Gdy Teraźniejszość za moją niecierpliwą wizytą zatrzaśnie
Furtkę - czy, widząc w maju łopoczące skrzydlato korony
Drzew, świeży jedwab ich listków, ktoś wspomni: "Na takie właśnie
Rzeczy jego wzrok zawsze nadzwyczajnie był wyczulony"?
Jeśli to będzie czas zmierzchu, gdy, bezgłośny jak powiek mrugnięcie
A szybszy niż kropla rosy, jastrząb runie przez warstwy cienia
W przygięty wichurą kosodrzew - ktoś może w takim momencie
Pomyśli: "Dla niego musiała być czymś dobrze znanym ta scena".
Jeśli mnie wchłonie czerń nocy, ciepła, ćmami rozwibrowana - 
Słysząc, jak jeż przez trawnik drepcze w pośpiechu i w poprzek,
Ktoś powie: "On takie niewinne stworzenia zabraniał 
Krzywdzić, choć wiele im pomóc nie mógł; a teraz sam odszedł".
Jeśli na wieść, żem na dobre umilkł wreszcie, ktoś stanie w progu
W mroźnej poświacie, którą gwiazdy śniegom chcą się odwzajemnić -
Czy, świadom, że moje rysy będą niknąć w co noc gęstszym mroku,
Szepnie: "On zwykł dostrzegać każdą z takich powszednich tajemnic"?
I czy ktokolwiek powie, gdy dźwięk dzwonu popłynie od strony
Cmentarza - czy kto powie, gdy zryw wiatru z boku nadleci,
Tłumiąc dźwięk, który wróci po chwili, jakby znów uderzono w dzwony:
"On teraz tego nie słyszy, ale zawsze zauważał takie rzeczy"?
Thomas Hardy
przełożył Stanisław Barańczak